niedziela, 23 sierpnia 2015

"Randka" z Hermioną i konsekwencje.

Nareszcie mógł iść na to długo wyczekiwane spotkanie. Przeważnie nie kazał na siebie czekać. Był przecież dżentelmenem. Ale jego dzisiejsza wybranka "niecierpliwiła się" już od dwóch dni.
Wiedział, że miała ona zapewniony luksus, przynajmniej w porównaniu do innych więźniów w domu Malfoy'ów.
Nikt jej nie bił, dostawała dwa posiłki dziennie, a do tego miała w celi łóżko.
Żyć, nie umierać.
Choć, gdyby miała wybór, pewnie wybrałaby śmierć...
Nagła pobudka w śmierdzącym lochu, bez okien i z milczącym strażnikiem przy drzwiach pewnie nie należała do przyjemnych. W dodatku była związana, nie wiedziała ile czasu już tam siedzi, a posiłki jej podawał wytresowany ghul, który był jedyną przyczyną tego, że w lochu tak śmierdziało... A poza tym...
"Ciekawe, czy zauważyła, że ten strażnik jest tak naprawdę trupem... " pomyślał Cedrik.
Tak kończyli zdrajcy.
Gdyby nie osobista prośba chłopaka, los dziewczyny byłby o wiele gorszy.
Byłaby regularnie odwiedzana przez brzydkich i napalonych śmierciożerców, żyła by tylko o chlebie i wodzie, a do jej celi wpuszczony by został wilkołak. Oswojony, bo oswojony, ale zawsze to wilkołak...
Czyli prawdopodobnie byłaby już martwa.
A Cedrik nie mógł sobie pozwolić na taką stratę. Dziewczyna była teraz jego własnością, a on tak dawno nikogo nie torturował...
Miała wielkie szczęście, że trafiła właśnie pod jego "opiekę". On zawsze był delikatny względem kobiet.
A przynajmniej delikatniejszy niż jego współpracownicy.

Odsunął ciało sprzed drzwi machnięciem różdżki, po czym poprawił maskę i wszedł do lochu.
Zobaczył, że - leżąca dotychczas na łóżku - dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę i zaczęła się podnosić.
- Nie wstawaj. Nie warto. - "I tak zaraz upadniesz" dopowiedział w myślach. - Pewnie wiesz po co tu jestem, prawda?
Popatrzyła na niego zdziwiona.
Który śmierciożerca zadałby tak głupie pytanie? Wszyscy, bez zastanowienia, przystąpiliby do działania.
Pokiwała głową niepewnie.
- Taak? A więc po co? - kontynuował.
- Pewnie mnie z-zabijesz - jąkała się. - A w-wcześniej b-będziesz t-t-torturował...  i z-zgwałcisz. - Ostatnie słowo wypowiedziała ciszej.
Cedrik pokiwał głową.
- Mądra z ciebie dziewczyna. Ale masz błędne informacje. Nikt tu nikogo gwałcił nie będzie. Wolałbym ghula, niż szlamę. Reszta się zgadza... Ale najpierw chciałbym porozmawiać - dodał spokojnie.
- Nic wam nie powiem - krzyknęła dziewczyna. - Nie zdradzę swoich przyjaciół, więc nawet nie py...
- Mogłabyś mi nie przerywać? - zapytał spokojnie zamaskowany. Dopóki szlama nie znała oklumencji mógł się dowiedzieć wszystkiego, bez zadawania pytań. - A skoro już mowa o twoich przyjaciołach... Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą, by ci to mówić, ale... twój przyjaciel... Weasley kilkanaście godzin temu wykrwawił się na śmierć w szpitalu.
- Co??
- Crucio! - wrzasnął Cedrik. - Mówiłem ci, żebyś mi nie przerywała - kontynuował spokojnie. - Weasley dostał klątwą, a pomoc przyszła trochę za późno... Pocierpiał chwilę w szpitalu i... zdechł. Chcesz podzielić los kolegi, szlamo? Da się zrobić.
Widział, że dziewczyna zaraz zacznie płakać.
Przeklnął w myślach.
Łzy zawsze na niego działały.
Podszedł do niej, uklęknął i starł z jej twarzy jedną, samotnie spływającą kroplę.
- Nie płacz już - powiedział cicho. - Obiecuję, że cię nie zabiję. A przynajmniej nie dzisiaj.
- A idź do diabła!  - krzyknęła dziewczyna, jeszcze intensywniej płacząc.
Tym razem przeklnął na głos.
Nigdy nie był zbyt dobry w pocieszaniu. - Nie pozostawiasz mi wyboru - powiedział, kierując na nią różdżką.
Zabawę czas zacząć.

Osoby przebywające właśnie w dworze Malfoy'ów miały szczęście, że na całe lochy rzucone zostało zaklęcie wyciszające. Nikt nie dowiedziałby się, że cokolwiek w tym domu zaszło, gdyby w pewnym momencie zamaskowany chłopak nie wpadł do jadalni, niosąc zakrwawioną i nieprzytomną dziewczynę, ogłaszając wszystkim, że zabiera więźnia "na spacer".
Na nieszczęście przebywających tam osób, Cedrik przyszedł akurat w porze obiadowej, sprawiając, że Draco Malfoy - na widok dziewczyny - zwymiotował na własną matkę.
Nie był to może zamierzony przez niego efekt, ale widok był niecodzienny.
Mało który z obecnych przy stole - A było tam około dwudziestu osób, w tym sam Czarny Pan - miał okazję zobaczyć przeklinającą Narcyze.
Poza tym Pani Malfoy wybiegła po chwili z jadalni, krzycząc: "Jestem cała w rzygach! "
Nie dodała tym sobie uroku.
Cedrik nie miał czasu docenić komizmu tej sytuacji, bo trochę mu się śpieszyło.
Szybko wybiegł z budynku i teleportował się w jedną z mniej uczęszczanych ulic Londynu.
Bezceremonialnie wrzucił trzymaną na rękach dziewczynę do pierwszego z brzegu konteneru na śmieci i zniknął.

Pogrzeb Rona był bardzo skromny. Przybyła tylko najbliższa rodzina, kilku członków Zakonu Feniksa i niewielu znajomych ze szkoły.
W momencie przenoszenia ciała chłopca, część osób zmuszona była opuścić uroczystość. W tym właśnie momencie Harry Potter stracił przytomność i trzeba go było przenieść do Świętego Munga.
Wszystkich obecnych na pogrzebie zaskoczyło to, że nie pojawił się tam żaden z przedstawicieli Ministerstwa Magii. Chłopak przecież zginął walcząc.
Powinno się go za to odznaczyć pośmiertnym Orderem Merlina.
A ministerstwo tylko - pewnie przez niedopatrzenie  - wysłało do jego domu list informujący, że został wyrzucony ze szkoły, za używanie zaklęć w wakacje.
Takie same listy zostały wysłane do domów Harry'ego i Hermiony, ale Dumbledore przekonał ministra, by ten cofnął wyrok.
Brak dyrektora na pogrzebie też był niemałym zaskoczeniem. Nie pojawił się żaden nauczyciel z Hogwartu.
Najbardziej dołujące było jednak to, że ta śmierć została zatuszowana przed opinią publiczną, a jej sprawcy nie zostali złapani.
Wszyscy oczywiście wiedzieli jaki by wybuchł skandal w całym czarodziejskim świecie.
Gazety tygodniami by o tym pisały.
Atak zwolenników Czarnego Pana przed samym Ministerstwem Magii. Temat na pierwsze strony.
Do tego dochodzi panika związana z tym, że ofiara była przyjacielem samego Wybrańca.
Skoro Ministerstwo nie jest w stanie chronić bliskich tak ważnej postaci, to może pora wymienić ministra?

"Co z nim jest?" usłyszał lekko stłumiony głos w głowie. Było w nim coś znajomego.
"Nic mu nie będzie." - powiedział drugi. Tym razem nieznany głos. - "To tylko przez szok. Szybko mu przejdzie."
Powoli zaczął otwierać oczy.
Leżał w sali szpitalnej.
- Harry! Wszystko w porządku? - Obok niego siedział Lupin.
Drugą osobą w pomieszczeniu był Magomedyk, który powiedział tylko: "To ja może was zostawię..." i szybko wyszedł z sali.
- Harry - zaczął Lupin, lekko się uśmiechając. - Mam dla ciebie dobre wieści...
- Tak, tak wiem - przerwał mu Wybraniec. - Nic mi nie będzie.
- Nie, nie... Znaczy tak! Ale nie o to chodzi... Hermiona się znalazła!
- Co?? - spytał, podnosząc się z łóżka. - Gdzie ona jest? - zaczął rozglądać się po sali, w poszukiwaniu przyjaciółki. - Jak się czuje?
- Nic jej nie grozi. Znaleźli ją jacyś mugole - tłumaczył Lupin. - Była nieprzytomna i trochę poraniona. Ale wszystko z nią w porządku - dodał, widząc wyraz twarzy Harry'ego. - Trafiła do mugolskiego szpitala, ale już ją stamtąd zabraliśmy.
- Kiedy mogę do niej iść? - spytał z nadzieją w głosie.
- Jak wydobrzeje. I jak ty wydobrzejesz.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

W drodze na przesłuchanie.

Na szczęście do końca wakacji zostało jeszcze trochę czasu. Jakoś nie śpieszyło mu się wracać do Hogwartu.
Plan działań umożliwiających mu to był bardzo prosty.
To właśnie do takich zadań uczył się animagii.
Jak dotąd nie mógł się nią nacieszyć.
Oczywiście była przydatna do szpiegowania Pottera...
Gdy wyglądał jak zwykła jaszczurka, mógł siadać nawet na parapecie w jego pokoju, nie będąc rozpoznanym.
Rzadko zbliżał się aż tak, bo sowa Pottera mogła by go uznać za obiad z dostawą do domu.
Nie... Jemu wystarczał mały kamień gdzieś w pobliżu, na którym wygrzewająca się jaszczurka wyglądała w miarę naturalnie.
A że zwierzęta mają prostsze uczucia niż ludzie, to możliwość wykrycia go spadała wręcz do zera.
Ale, w momencie gdy Czarny Pan przekazywał mu, jak się zmienić w zwierzę myślał, że ta sztuka będzie dla niego bardziej przydatna.
Cieszył się więc z możliwości użycia jej w praktyce.
Mimo, że na tę praktykę będzie musiał czekać jeszcze miesiąc.
Teraz miał przecież inne zadanie.
Może nawet ważniejsze.
I to nim powinien się zająć.

Potter miał mieć dzisiaj przesłuchanie.
Wszyscy chcieli się dowiedzieć o sposobie i - zwykłej, ale i niezwykłej - przyczynie śmierci tego mugola.
"Wybraniec" i tak nie miał na ten temat żadnych informacji, więc ściąganie go do ministerstwa było tylko stratą czasu.
No ale tamtejsi pracownicy nigdy przecież nie robili nic innego...
Potrafili tylko marnować czas.
Tworzyli tylko bezużyteczne ustawy i starali się ukrywać świat magiczny przed mugolami...
Przesłuchiwanie Pottera idealnie pasuje do schematu ich działań.
Inna sprawa, że i tak prawdopodobnie do niego nie dojdzie.
A nawet jeśli by doszło to że sporym opóźnieniem.
Śmierciożercy i Cedrik byli już poustawiani wokół starej, zepsutej budki telefonicznej, służącej jako wejście do ministerstwa magii.
Wszyscy już czekali na Pottera, który - według szpiega w Zakonie Feniksa - miał się tam zjawić w towarzystwie Artura Weasleya, dwójki aurorów i najbliższych przyjaciół - Rona i Hermiony, którzy chcieli go wspierać w tej "ciężkiej" dla niego chwili.
Śmierciożerców było dwukrotnie więcej, więc przeciwnicy nie stanowili najmniejszego problemu.
Przez swoje zamyślenie prawie by nie zauważył znaku wysłanego przez Bellatrix Lestrange. To ona miała uprzedzić wszystkich przed pojawieniem się świty Pottera.
Narazie Cedrik nie miał zbyt wiele zajęć. On nie miał brać udziału w bitwie, bo gdyby został przypadkowo złapany, lub chociażby rozpoznany to część planów Lorda mogłaby zostać zrujnowana.
On mógł tylko obserwować.
Obserwować i czekać, aż dane mu będzie wykonać jego część planu.
Widział jak wyskakująca spod peleryny niewidki Bellatrix oszałamia Weasleya, trafiając go zaklęcie w twarz.
Widział jak młodszy rudzielec dostaje Sectumsemprą.
Widział jak jeden z aurorów deportuje się - prawdopodobnie wezwać posiłki - zostawiając swojego towarzysza, który po chwili padł martwy.
Widział Pottera walczącego samotnie z trójką śmierciożerców.
Chłopak był dobry. Ale nie o niego mu chodziło. Nie dziś.
Granger właśnie upadła spetryfikowana.
Była zaledwie kilka metrów od ukrytego Cedrika.
To była właśnie ta chwila, na którą czekał.
Złapał ją na ręce, krzycząc: "To koniec! Spadamy!" do swoich towarzyszy i teleportował się pod dwór Malfoyów.

- A po cholerę ci ta szlama?? - wrzasnęła Lestrange, pojawiając się obok niego. Reszta pewnie jeszcze walczyła, albo byli ranni na tyle, że musieli iść prosto do Snape'a.  - Ty zakuty łbie! Tam był Potter, a ty wziąłeś szlame??
"Zabiję cię przy najbliższej okazji" pomyślał Diggory.
- Przecież taki właśnie był plan... - odpowiedział spokojnie. - Pan ci nie powiedział? Myślałem, że darzy cię większym zaufaniem...
- Oczywiście, że mówił - odpowiedziała drżącym głosem Bella. - Pomyślałam... Potter by go bardziej uszczęśliwił.
"To był mój plan. Nie mógł ci powiedzieć ty kłamliwa wiedźmo".
- No też właśnie... Taki był plan, a planów się nie zmienia. A teraz otwórz mi tą cholerną bramę. Czarny Pan się niecierpliwi.

Przy długim stole siedziało już większość śmierciożerców.
Wszyscy zdawali się na kogoś czekać, więc gdy tylko drzwi się otworzyły zapanowało niemałe poruszenie.
- Mam ją! - przywitał się przybysz, kładąc na stole nieruchome ciało.
Na chwilę zapanowała cisza, którą przerwał jeden ze śmierciożerców:
- A po cholerę nam ta kobieta?
- Dobre pytanie, Selwyn - odezwał się cicho Voldemort. - Tym, którzy jeszcze jej nie znają, chciałbym przedstawić Hermionę Granger, która postanowiła nas odwiedzić. Granger jest przyjaciółką Harrego Pottera. A poza tym to szlama - dodał lekceważąco.
Po stole poniósł się pomruk aprobaty dla zamaskowanego. Uprowadzenie kogoś z bliskich Pottera było dla nich niezwykłym wyczynem.
Nawet jeśli Diggory nic nie musiał robić, by tego dokonać.
- Teraz pozostaje pytanie... - kontynuował Czarny Pan - co z nią zrobimy? Macie jakieś propozycje?
Zapanowała cisza.
- Zabijmy ją - odezwał się ktoś nieśmiało. - I wyślijmy ciało Potterowi.
- On wie, że my ją mamy. I myśli, że ona już umiera - odpowiedział mu Cedrik. - A poza tym jej śmierć nic nie zmieni.
Poza Voldemortem nikt nie zrozumiał ostatniego zdania. Jak to: śmierć nic nie zmieni? Przecież to przyjaciółkaPottera.
- Więc może... - odezwał się stojący gdzieś w kącie Pettigrew - mogłaby dla nas szpiegować... skoro jest blisko z...
- Tylko ty jesteś zdolny - przerwał mu Czarny Pan - do szpiegowania własnych przyjaciół Glizdogonie. Macie inne propozycje? - spytał jeszcze raz, z nutą zawodu w głosie. - Nie? Więc jest twoja - zwrócił się do Cedrika. - Powiedz nam, co z nią zrobisz?
- Ja myślę... że najlepiej będzie mu ją oddać. Ale najpierw się z nią trochę pobawię...
- Przenieś ją do lochów Glizdogonie - powiedział Lord, nie kryjąc zadowolenia ze swojego zamaskowanego... ucznia.

sobota, 15 sierpnia 2015

Pokątna.

- Nie może Cię o nic obwiniać. To nie przez Ciebie.
- Nie? A niby przez kogo?
- Winny jest tylko zabójca i ty dobrze o tym wiesz, Harry - Siedzieli w ogrodzie w Norze, głośno dyskutując.
Potter nie chciał słuchać Hermiony, która oczywiście miała rację.
- Zauważyłaś może - ciągnął Harry - że ostatnio coś często w moim otoczeniu ludzie umierają? Najpierw był Syriusz, teraz Dursley. Nie wiadomo kto będzie następny. Może to być każdy z moich najbliższych.  Ty, Ron, Weasley'owie, Lupin, Zakon, czy nawet Gwardia Dumbledore'a. Wszyscy są zagrożeni tylko dlatego, że są ze mną!
- Wszyscy są zagrożeni, bo Voldemort powrócił. Nie tylko my. Każdy człowiek. Cały kraj... jeśli nie świat i obwinianie się o to nic ci nie da.
Chłopak już chciał otworzyć usta, żeby coś wtrącić, ale przeszkodziła mu w tym przechodząca właśnie Ginny Weasley:
- Co? Znowu zaczynasz? Znów chcesz stąd uciec?!
- Ja nie ucie...
- A co innego robisz - przerwała.  Chcesz od nas odejść, żeby nas chronić, a doskonale wiesz, że ministerstwo zapewnia nam ochronę. I to tylko dlatego, że jesteś tu ty! A nawet jeśli coś się stanie, to każdy tutaj potrafi się bronić...  Sam część z nas przecież uczyłeś.
- Ale i tak sądzę...
Ginny wyciągnęła różdżkę
- Jeszcze słowo i przylepię Cię do ściany - warknęła. - A poza tym, ludzie i tak umierają, więc... Lepiej umrzeć walcząc, prawda?
Harry nie odpowiedział. Słowa Ginny bardzo go zaskoczyły.  Jeszcze nigdy nie mówiła do niego takim tonem...
Wstał i ruszył w stronę domu, nie oglądając się za siebie. Za jego plecami dziewczyny wymieniły głupie uśmiechy.
Nie wiedzieli jak bardzo się mylili...
Z Lordem Voldemortem nie da się walczyć.
Każda próba jest tylko stratą czasu...
i życia.

Obserwujący ich z ukrycia Cedrik nie mógł słyszeć o czym rozmawiają. Nie docierały do niego ani jedno słowo.
Przynajmniej pod tym względem zaklęcia ochronne były skuteczne.
Lecz i tak zbędne, bo Diggoremu nie zależało na tym by ich posłuchać. Chciał poznać otoczenie Pottera. Dowiedzieć się na kim może mu bardzo zależeć.
Oczywiście pamiętał z kim ten zadawał się w czasach szkolnych... ale przecież przez rok trochę się mogło zmienić.
Choć, jak widać, nie zmieniło się nic.
Niestety obserwacje, mimo wcześniej pory, musiał już przerwać.
Miał dzisiaj coś do zrobienia, a już chyba był spóźniony.
Choć sprawa według niego nie była zbyt istotna - młody Malfoy dałby sobie radę sam - to z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu poprosił go o to sam Czarny Pan.
A są ludzie, którym się nie odmawia.
Nie tyle ze strachu, co z szacunku.

Obrócił się w miejscu i teleportował z charakterystycznym trzaskiem.
Hałas ten w Norze usłyszeli wszyscy.

Znów był pod tym piekielnym domem.
Śmierciożerców - nie licząc stałych domowników - teraz tam nie było, więc blokada z wejścia została zdjęta.
Po raz pierwszy mógł wejść sam.
Wiedział, że się go spodziewają. Wszedł bez pukania.
- Myślałem, że idziemy sami - powiedział widząc Dracona i jego matkę czekających przed kominkiem.
- Nareszcie - powiedziała wściekła Narcyza.  - Spóźniłeś się!
- Byłem zajęty - odpowiedział cicho. Widział zaciekawienie w oczach Dracona i złość na twarzy Pani Malfoy. - Myslałem, że idziemy sami - powtórzył - ja i Draco.
- Czasy są niebezpieczne - syknęła. Młody przewrócił oczami, za jej plecami - Draco nie pójdzie bez opieki!
- Nie jestem już dzieckiem - warknąl wspomniany.
- Koniec dyskusji! I tak idę z wami.
- Może to i lepiej... - powiedział do siebie zamaskowany, na co Malfoy'owie szczerze się zdziwili.

Za pomocą proszku fiuu przenieśli się do Dziurawego Kotła. Ruch był wyjątkowo mały.
Ta garstka, która nie bała się tu przebywać z uwagą przypatrywała się zamaskowanemu mężczyźnie, który właśnie wyłonił się z kominka.
Część z nich prawdopodobnie wystraszyła się, że jest śmierciożercą, bo powyciągali różdżki.
Cedrik zaśmiał się w duchu. Gdyby tylko chciał i miał trochę czasu mógłby ich wszystkich pokonać jednym machnięciem własnej.
Wszyscy odczuli ulgę, gdy - prowadząc przed sobą Malfoy'ów - ruszył w stronę ulicy Pokątnej.
- To gdzie najpierw?  - spytał.
- Musimy kupić nowe szaty. Draco tak szybko rośnie - odpowiedziała pani Malfoy.
- Przestań - syknął młody. Nie chciał się skompromitować przy zamaskowanym, a matka mu to skutecznie utrudniała. - Nie mów do mnie jak do dziecka...
- Jeszcze nie jesteś dorosły...
- Przestańcie - warknął Cedrik. Nie miał zamiaru znosić towarzystwa kłócących się ludzi...
Nie... On potrzebował spokoju.
Ulica pokątna nie była tym samym miejscem co kiedyś. Ludzie chodzili grupami, chcąc jak najszybciej pozałatwiać swoje sprawy. Nikt się nigdzie dłużej nie zatrzymywał.
Było czuć w powietrzu strach.
Sam nie wiedział, którą pokątną lubił bardziej...
Kiedyś w tej atmosferze by się nie odnalazł, ale teraz...
Teraz ta groza, ten strach w oczach mijających to ludzi dodawały mu odwagi.

- No dobra, to już wszystko?  - zapytał dwie godziny później, gdy Draco skreślał ostatni punkt na liście zakupów. - Możemy już iść do Borgina?
- No dobra, byle szybko - odpowiedziała mu Narcyza.
- Pani nie będzie nam potrzebna...
- Co?? Jak śmiesz tak do mnie mó...
- Takie było polecenie Czarnego Pana - przerwał, nie patrząc jej w oczy. - Tylko ja i Draco.
Nic już nie mówiąc, zdenerwowana pani Malfoy odeszła w stronę dziurawego kotła.
- Próbuje się we wszystko wtrącać... - odezwał się Draco, patrząc za matką.
- Po prostu się o Ciebie martwi - próbował ją usprawiedliwić. - A teraz szybko, bo nie mam czasu...

Ulica śmiertelnego Nokturna była taka jak zwykle. Dziwni, podejrzani ludzie, ukrywający swoje twarze robili nie do końca legalne interesy...
Mimo, że Cedrik idealnie tu pasował, czuł, że ktoś to obserwuje.
Malfoy się wyróżniał, ale do niego i całej jego rodziny mieszkający tu ludzie już się przyzwyczaili.
Były czasy, gdy jego ojciec przychodził tu codziennie.
Przeważnie do tego sklepu, przed którym właśnie stanęli.
- Ja może tu poczekam - powiedział Diggory. - Nie chcę tam wchodzić.
Draco lekko zbladł, ale wciąż był opanowany.
- Jak sobie chcesz - powiedział chłodno i otworzył drzwi.


- I jak Ci się podoba nasz plan, Cedriku? - odezwał się Czarny Pan.
Był już wieczór. Minęło kolejne spotkanie śmierciożerców.
Teraz w pokoju były tylko dwie osoby.
- Małe szanse powodzenia.
- To wiem - powiedział Lord, a widząc zdumienie na twarzy chłopaka dodał - Niech się chłopak uczy, że nie wszystko w życiu wychodzi.
- To dopiero jego pierwsze zadanie...
- I jakie poważne, prawda? Morderstwo. Kilkukrotne morderstwo. Czy to nie jest piękne?
- Wiesz, że mu się nie uda...
- Nie musi mu się udać. Ważne by spróbował. Ale będzie mu potrzebna pomoc z zewnątrz...
- Masz kogoś na myśli?
- Tak Cedriku, chcesz wrócić w tym roku do Hogwartu?