Zawsze była wyjątkowo twardą kobietą, dlatego śmierć brata przeżyła lepiej niż reszta rodziny. Oczywiście było jej przykro, ale miała też świadomość, że wojna niesie ze sobą ofiary.
Czuła się trochę głupio, bo bardziej jej było żal Hermiony niż Rona.
Ona odczuwała większy ból niż on.
Ona była przetrzymywana w strasznych warunkach.
Ona przeżyła horror, którego skutki będzie odczuwać latami.
A on... On umarł.
On nie męczył się aż tak bardzo...
Trafił do - prawdopodobnie - lepszego świata, nigdy już nie miało go spotkać cierpienie.
Tak to wszystko wyglądało oczami rudowłosej gryfonki, która nie mogła już patrzeć na wiecznie płaczącą matkę, na załamanego ojca i na smutek w oczach braci.
Nawet Fred i George byli całkowicie przybici.
Zawsze tryskali entuzjazmem, wiecznie żartowali, wszystko ich bawiło, kpili nawet z Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. A teraz... Teraz przytłoczyła ich wojna. Przybiła kolejna śmierć... Stracili zapał do pracy. Nie robili nic.
Oczywiście można ich było zrozumieć.
Rozumiała ich wszystkich, ale skoro ona potrafiła szybko stanąć na nogach i wziąć się w garść, to czemu oni nie mogli?
Dziwiła się samej sobie, ale zaczęła się od nich odsuwać. Coraz gorzej znosiła ich słabość.
Wiedziała, że ta słabość wreszcie zaciągnie ich na dno, a ona nie chciała się staczać razem z nimi.
Co jak co, ale nie miała ochoty na przedwczesne spotkanie z Ronem.
Nie śpieszyło jej się w piach.
Zrozumiała, że przez swoją rodzinę może nie przetrwać wojny.
Nie była z tego zadowolona, ale wreszcie odkryła, że od samego początku stoi po niewłaściwej stronie.
Chciała przetrwać.
Zdobyć nietykalność.
Chciała poczuć smak zwycięstwa.
A na to był tylko jeden sposób.
Zdrada.
Nie wiedziała od czego zacząć.
Musiała działać spontanicznie.
Spakowała kufer używając różdżki - nieświadomego tego - ojca. W ten sposób nie rzuciła na siebie podejrzeń nielegalnego użycia czarów poza szkołą.
Okazja do ucieczki nadarzyła się szybko.
Wszyscy domownicy postanowili udać się w odwiedziny do - jakże chorowitego i przybitego całą sytuacją - Pottera, który jeszcze nie wyszedł ze szpitala.
Wystarczyło tylko, że udała zmartwienie ostatnimi wydarzeniami i pozwolili jej zostać w domu.
Szybko napisała list, prosząc w nim rodzinę by jej nie szukali, bo musi odpocząć od domu, który kojarzy jej się z jakże smutną i tragiczną śmiercią brata. Obiecała, że wróci ostatniego dnia wakacji i zapewniła, że ma pieniądze, więc spokojnie będzie żyła.
Odpoczynku oczywiście wcale nie potrzebowała.
Wracać do domu też nie miała ochoty.
A pieniądze... pieniądze to był jej największy problem, ale temu dało się zaradzić.
Ukradła część oszczędności bliźniaków.
Tyle by się nie zorientowali, a jej wystarczyło na ten tydzień przed powrotem do Hogwartu.
Teraz tylko musiała zabrać kufer, wezwać Błędnego Rycerza, wynająć pokój na ulicy Śmiertelnego Nokturnu - tylko ze względu na niskie ceny - i wreszcie była wolna.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie dziwne spojrzenia jaszczurki siedzącej na pobliskim kamieniu.
Cedrik Diggory nie wiedział co myśleć o tej sytuacji.
Nie rozumiał zachowania Weasley'ówny... ale w sumie było mu ono na rękę.
W ostatniej chwili zdążył wejść za nią do autobusu.
Nie chciała by ktokolwiek ją rozpoznał. Mogło by to nieść ze sobą niepotrzebne pytania. Wzbudzanie sensacji swoim zachowaniem narazie byłoby dla niej conajmniej uciążliwe.
Błędny Rycerz przywiózł ją do Dziurawego Kotła. Przebywanie w tym miejscu było czymś normalnym.
Twarz ukryła dopiero przy wejściu na ulicę Śmiertelnego Nokturnu.
Wyglądała zbyt normalnie jak na tamtejsze standardy, ale raczej nikt nie zwracał na nią uwagii.
Cedrik dopiero na Nokturnie mógł znów zmienić się w człowieka.
W zwykłych warunkach normalnie chodził po Pokątnej, ale Weasley mogła by zorientować się, że ją śledzi.
W końcu - w masce na twarzy - rzucał się w oczy zwykłych ludzi. Na Nokturnie wyglądał jak jeden z tutejszych mieszkańców.
Widział, że dziewczyna weszła do "Martwej Wrony", jedynego baru na tej ulicy. Ona oczywiście nie mogła wiedzieć, że jest to ulubione miejsce spotkań śmierciożerców, gdy już skończą pracę.
Dla niego było to korzystne.
Przy znajomych mógł sobie pozwolić na więcej będąc w lokalu.
"Kto by pomyślał, że w barze mogą nie mieć piwa kremowego?!" narzekała w myślach Ginny.
Gdy poprosiła barmana o ten właśnie napój została zwyczajnie wyśmiana.
Nie mieli tam nic bezalkoholowego, a najmniej procentów miała Ognista Whisky. Zamówiła i usiadła samotnie przy stoliku.
Po wejściu do lokalu od razu ją zobaczył. Siedziała sama w najdalszym kącie, co chwilę czujnie rozglądając się na boki.
"Musi być z nią naprawdę źle." pomyślał Cedrik, widząc co dziewczyna pije. Po chwili wahania postanowił do niej podejść.
- Nie jesteś za młoda na alkohol? - Wzdrygnęła się słysząc jego głos.
- Skoro mi to sprzedali, to znaczy, że nie jestem - odpowiedziała głosem pełnym pewności siebie, jednocześnie patrząc w oczy ukryte za maską. - Czego chcesz?
Zaśmiał się.
- Wszyscy dobrze wiedzą, że barman sprzedałby Ognistą nawet sześciolatkowi - odpowiedział siadając przy jej stoliku. - Chcę tylko porozmawiać... Ginny.
Jej wyraz twarzy bardzo rozbawił Cedrika.
- S-skąd wiesz kim jestem? - zapytała ze strachem.
- Kaptur nie zakrywa twarzy - odparł. - Zainwestuj w maskę. Nie musisz się jednak martwić - dodał. - Śmierciożercy - Wskazał palcem na kilku osobową grupę siedzącą trzy stoliki od nich - cię nie rozpoznali.
- Jaką mam pewność, że nie jesteś jednym z nich?
Podwinął rękaw szaty, odsłaniając lewe ramię.
- Pusto. Brak Mrocznego Znaku. - Uśmiechnął się widząc ulgę na jej twarzy. - Nie jestem sługą Czarnego Pana. Ale widzę w twoich oczach, że ty chciałabyś mu służyć.
Tym razem to ona się zaśmiała:
- Radzę iść do Munga. Masz coś nie tak ze wzrokiem.
- Nie okłamuj mnie. Ja zawsze wiem, gdy ktoś to robi. - Powiedział cichym, usypiającym głosem. - Nie wmówisz mi, że jesteś dobrą i grzeczną dziewczyną, a tu - Wskazał ręką całe wnętrze lokalu - przyjechałaś tylko na wakacje. Ja wiem. Wiem, że odkryłaś, że dobro w końcu cię zabije. Jeśli chcesz przeżyć wojnę musisz dołączyć do Czarnego Pana. A ja ci to mogę ułatwić.
- Gdybyś miał coś do gadania, to tam - wskazała ręką na jego lewe ramie - byłby tatuaż.
- Mroczny Znak nie czyni Śmierciożercą, Ginny. I nie trzeba być jednym z nich by służyć Lordowi. Ja nie mam Znaku, ale znam Voldemorta. Nie mam go, bo jestem kimś więcej niż sługą, kimś więcej niż pionkiem w jego rękach.
- Taak... A niby kim jesteś??
- Niektórzy uważają mnie za Jego syna... I mają w tym trochę racji. To on mnie stworzył. Wykreował mnie takiego jakim jestem teraz. Nauczył mnie wszystkiego co sam potrafi. - Przerwał na chwilę. - A ja mogę wszystkiego nauczyć ciebie. Jeśli tylko chcesz. Jeśli mi zaufasz.
Ciekawie, Ginny Weasley po stronie Czarnego Pana. Ciekawa jestem, jak to się skończy. Nie mogę się doczekać dłuższej akcji :-) Co do słów Cedrika: ,,niektórzy uważają mnie za jego syna. I mają rację. To on mnie stworzył." Fajne porównanie. Czekam na rozwinięcie sytuacji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę weny i zapraszam do siebie
adventure-of-triples-potter.blogspot.com
Kiedy kolejny rozdział? :D
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńOstatnio na obydwu moich blogach pojawiło się po rozdziale.
Mam nadzieję, że zajrzysz
Pozdrawiam i życzę weny